Owocowy smak Tajlandii i Kambodży

Opublikowano: 22-01-2018

W nowy rok weszłam w korowodzie fantastycznych barw i niesamowitych smaków. Lecąc do Tajlandii i Kambodży wiedziałam co prawda, że czekają mnie niecodzienne doznania kulinarne, ale rzeczywistość okazała się być wręcz zniewalająca. Co mnie urzekło najbardziej? Owoce! Kto był, ten wie, że ich smak potrafi zawrócić w głowie i na zawsze zmienić myślenie o owocach egotycznych. Gdzie w Polsce mogę znaleźć wspomnienie tego bogactwa?

Najpiękniejsze lata to te, które jeszcze przed nami!

Tak napisałam na swoim facebookowym profilu i chcę, aby te słowa stały się moim mottem na bieżący rok. A może nawet na całe życie? Podróż do Tajlandii i Kambodży pozwoliła mi odpocząć i nabrać sił oraz dała realne poczucie, że oto właśnie zaczynam żyć, doceniając każdą chwilę. Co się wydarzyło? Zobaczyłam piękne miejsca i skosztowałam wiele niezwykłych potraw, o czym chętnie opowiem przy kolejnej okazji. Mogłam godzinami kontemplować fantastyczne niebo, oddychać zapachami i chłonąć dobrą, spokojną energię. Spotkałam wielu życzliwych ludzi, z których te kraje mają prawo być dumni. Obcowałam z przyrodą i pozwalałam, bym stała się choć na chwilkę częścią niej. A co przywiozłam? Przede wszystkim liczne wspomnienia, w których dominuje… smak owoców! Naprawdę! Rzecz jasna wiedziałam, że importowane do Polski nie oddają prawdy i są namiastką oryginału. Ale wiedzieć teoretycznie, a przekonać się osobiście to dwie różne sprawy. Owocowe doświadczenie na zawsze zmieniło moje kubki smakowe. Teraz to ja już wiem, czego chcę i będę konsekwentnie szukała najbliższego prawdzie odpowiednika.

Niesamowitych smaków owocowe zatrzęsienie

Absolutnie każdy owoc różnił się smakiem, soczystością, miąższem od tego, czego dotąd doświadczyłam, a jak wiecie – mam przyjemność degustować w wielu miejscach. Tymczasem w Tajlandii wszystko jest inne. Sok z marakui, znanej również jako passion fruit to wejście na wyższy stopień wtajemniczenia. Owoc rzadko jest spożywany w całości, ponieważ ma sporo pestek i jest troszkę kwaśny, ale po wyciśnięciu doskonale orzeźwia i wywołuje apetyt na więcej. W całości i to w nieprzyzwoitych ilościach zajadałam mango. Rośnie ich tam kilkanaście odmian, a każda jest po prostu najlepsza na świecie. Różnią się między sobą wielkością i kolorem, jak choćby nasze jabłka, ale mają jedną, wspólną cechę: smakują fantastycznie, mają niezwykle słodki i soczysty miąższ. Tymczasem sporo mniejszy mangostan, potocznie nazywany mangostini to ciemnofioletowe jagody, skrywające pod grubą skórką biały, słodki środek. I choć podobno pozostawia trudne po usunięcia plamy – zjadłam ich ogromne ilości. Polecam każdemu! Podobnie zresztą, jak smaczną papaję, która w Tajlandii jest owocem zaskakująco tanim. Idealnie nadaje się jako dodatek do deserów, czy drinków… osobiście sprawdziłam. Ale piłam też napoje bezalkoholowe, jak choćby smoothie ze smoczego owocu – dragon fruit. Ma co prawda całe mnóstwo drobnych pestek, co zupełnie nie przeszkadza w czasie smacznej konsumpcji. Przeszkadza z kolei zapach skórki owocu o nazwie durian, który jest tak dokuczliwy, że obowiązuje zakaz wnoszenia go na przykład na lotnisko. Dlatego więc lepiej od razu skupić się na jego cudownym miąższu. Wcale się nie dziwię, że wielu traktuje durian jako króla owoców tropikalnych. Z wyglądu trochę przypomina owoc chlebowca, który również miałam okazję skosztować. Ten ma trochę jakby miodowo – jabłkowy smak i oczywiście bardzo mi smakował. A na deser chcę wspomnieć jeszcze o rambutanie, który podobno jest najbardziej lubiany przez turystów. Ma słodki, a czasami lekko kwaskowaty, bardzo soczysty miąższ i niejadalną pestkę. Czy jest i moim ulubieńcem? To niemożliwe, bo ja oddałam swoje serce wszystkim owocom, jakie w różnej postaci degustowałam podczas mojej podróży. 

Gdzie szukać owocowych smaków Tajlandii?

To pytanie zadawałam sobie już tam, wiele tysięcy kilometrów od Polski. Wiedziałam, że będzie mi ich brakowało, a przecież nie można zabrać zbyt wiele ze sobą. I muszę przyznać, że jest „nadzieja” dla mnie i dla wszystkich, którzy pragną poznać lub przypomnieć sobie smak owoców egzotycznych. I choć zabrzmi to jak reklama – naprawdę uważam, że firma Bukat z miejscowości Zielonki Parcele jest w stanie dostarczyć owoce o takim samym lub maksymalnie zbliżonym smaku. Grzegorz Bukato od 2003 roku udowadnia już ponad 400 swoim klientom, że na swojej branży się zna, a dostarczane warzywa i owoce są tak świeże, jak i oryginalnie smaczne. Ofertę można zobaczyć na ich stronie internetowej, ale wiem, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych i jak bardzo zatęsknię za egzotycznym owocem – zostanie sprowadzony. Jest to jakaś pociecha, choć muszę przyznać, że zostałam zarażona i po prostu będę musiała wrócić w tamte rejony świata, by kosztować ich dobrodziejstw pełnymi garściami. 

Z owocowymi pozdrowieniami,

Małgorzata