Katia Roman-Trzaska

Opublikowano: 30-04-2018

Najbardziej znana w branży promotorka nauki gotowania dla dzieci. Jej profesjonalna szkoła Little Chef przeszkoliła już blisko 70 tysięcy dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Teraz integruje środowisko gastronomiczne w pionierskim projekcie „Samodzielność od kuchni”. Jej fundacja łączy szefów kuchni, restauratorów i przedsiębiorców w realizowanych lokalnie akcjach pomocy dzieciom z domów dziecka. Nauka gotowania, umiejętność planowania zakupów, zasady podejmowania gości to dla nich wielka niewiadoma. Bez tej wiedzy mają trudny start w dorosłość. Jeszcze trudniej uwierzyć we własne siły, kiedy nigdy nie podejmowało się decyzji. Fundacja ma zmienić i zdecydowanie poprawić jakość życia dzieci, opuszczających domy dziecka. 

Bez wątpienia jest Pani pionierką. Warsztaty kulinarne dla dzieci Little Chef były pierwszymi tak profesjonalnie zorganizowanymi w Polsce, a teraz jest Pani pomysłodawczynią pionierskiego projektu pomocy młodym ludziom z domów dziecka. Lubi Pani przecierać szlaki?

Czy lubię…? Powiem tak: mam ogromne szczęście, że mogę zaobserwować realną potrzebę, którą chcę i (w moim odczuciu) potrafię rozwiązać. Tak Little Chef, jak i założona właśnie fundacja wynikają z odruchu serca, nie z kalkulacji biznesowych. W Little Chefie chodzi o odkrywanie z dziećmi smaków, uczenie ich praktycznych umiejętności i wartości bycia razem w kuchni oraz przy stole. Z kolei pomysł na fundację jest odpowiedzią na rzeczywisty problem. Dzieci z domów dziecka naprawdę potrzebują wsparcia w procesie usamodzielniania się. 

O tym chcemy przede wszystkim porozmawiać. Wraz z Zuzanną Skoczek, z którą założyłyście fundację „Samodzielność od Kuchni” chcecie Panie jednoczyć branżę gastronomiczną, w tym szefów kuchni i restauratorów – z dziećmi z domów dziecka. Nauka gotowania ma stać się dla nich ważną płaszczyzną w drodze do dorosłości?

Tak, ponieważ uważam, że jeśli umiemy gotować, to zdecydowanie lepiej sobie poradzimy w życiu. O ile chemia i fizyka nie są nam potrzebne w codzienności, to jeść trzeba przecież każdego dnia. Jeśli wychowujemy się w tradycyjnym modelu rodziny, nawet nie wiemy, jak wiele wartości każdego dnia chłoniemy. Buduje się więzi; choćby tylko przez obserwację, ale jednak nabiera się praktycznych umiejętności przygotowania sobie posiłku. Jeśli wychowujemy się w domach z rodzicami – jesteśmy wyposażeni w super moc. Zwłaszcza, gdy nasze niby zwykłe doświadczenia porównamy z tymi, jakie mają osoby opuszczające domy dziecka. 

Jak wygląda sytuacja w tym kontekście młodych ludzi, którzy kończą 18 lat i rozpoczynają samodzielne życie?

Niestety, wciąż bywa tak, że taki 18-latek nie potrafi sobie zrobić jajecznicy. I to nie jest jego wina! Mało tego… te dzieci bardzo często są pozbawione uczestnictwa w podejmowaniu decyzji dotyczących jedzenia i odżywiania (choć nie tylko). Ich się nigdy nie pytano, czy mają ochotę na takie lub inne danie. Nikt nie dał im możliwości zweryfikowania, czy lubią coś bardziej lub mniej przyprawione. Nie podejmując decyzji w tak podstawowej kwestii, nie uczestnicząc w codziennych zakupach i nie spędzając czasu w kuchni ani przy rodzinnym stole, mają zdecydowanie trudniejszy start. Co mają zrobić, kiedy opuszczą dom dziecka? Jak mają się odnaleźć w nieznanej rzeczywistości? Nietrudno się domyślić, że nie będą umiały przyjąć gości dobrym obiadem, zadbać o lodówkę, czy przygotować sobie zdrowy posiłek. Zostanie im fast food, który w dodatku jest drogi. To zdecydowanie chcemy zmienić.  

Ile jest prawdy w tym, że polskie urzędy w polskich domach dziecka utrudniają, a nawet uniemożliwiają naukę gotowania dzieci?

Może nie utrudniają, ale też nie ułatwiają. Przepisy Sanepidu nie pozwalają na wejście dzieci do kuchni, a opiekunowie nie mają czasu na uczenie ich gotowania. Rzecz jasna są domy dziecka, gdzie sytuacja jest lepsza, ale ogromna grupa młodzieży naprawdę nie zna zupełnych podstaw. Jako fundacja jesteśmy im bardzo potrzebni. Mamy 11-letnie doświadczenie w uczeniu młodych ludzi gotowania i mamy duży potencjał, którym chcemy się podzielić. To będzie nasza cegiełka w ich starcie w dorosłość.

Na czym dokładnie ma polegać pomoc fundacji? Jak będą wybierane domy dziecka? Proszę o tym opowiedzieć. 

Zadaniem fundacji jest zaangażowanie maksymalnie dużej liczby restauratorów, szefów kuchni, lokalnego biznesu i przedstawicieli władz samorządowych, by włączyli się do projektu. Jest on skierowany do młodzieży w wieku 14-17 lat i starszej, jeśli przebywają w mieszkaniach chronionych. Podczas cyklu 5 spotkań młodzież ma poznać szefa kuchni i jego zespół i nauczyć się od niego podstaw gotowania, ale też umiejętności planowania budżetu domowego, zasad zachowania się przy stole, robienia zakupów spożywczych. Mamy świadomość, że pierwsze spotkanie będzie bazowało na wzajemnym poznawaniu się. Te dzieci potrzebują czasu, żeby się otworzyć i zaufać obcemu. Dlatego zależy nam, żeby realizacja projektu przebiegała lokalnie – pomagamy stworzyć więzi.

Czyli w danym mieście czy gminie jest dom dziecka, a Panie szukacie restauratora, szefa kuchni i biznesmanów, którzy zechcą pomóc dzieciom w starcie w dorosłe życie?

Zadaniem fundacji jest połączenie tych wszystkich ogniw, także producentów żywności. Restaurator udostępnia miejsce, szef kuchni dzieli się wiedzą ekspercką i czasem, lokalny biznes i producenci wspierają cały cykl finansowo i produktowo. Jeśli każdy włoży małą cegiełkę, ci ludzie mają szansę na lepsze życie. Fundacja uczy szefów kuchni autorskiego programu, dania muszą być proste tak, by można je było łatwo powtórzyć w domu. Zostawiamy jednak szefom swobodę, jeśli chodzi o dodatkowe przepisy, czy aktywności. Jeśli chcą pokazać swoje ulubione danie, to tylko lepiej. To podzielenie się częścią siebie, swoją historią i umiejętnościami, ale też kolejna okazja do kontaktu.

Być może część z nich postanowi związać się zawodowo z gastronomią?

Celem fundacji jest większa samodzielność, decyzyjność i życiowe „ogarnięcie” młodych ludzi. Najważniejsze, by zyskali poczucie wpływu na własne życie. Sektor HoReCa jest bogaty w ludzi, którzy mają wiedzę i chętnie się nią dzielą. Nasza branża ma wielką chęć pomocy. Chciałabym, by szefowie kuchni i restauratorzy mieli możliwość stania się autorytetami i mentorami dla wielu młodych ludzi biorących udział w programie. Jeśli taka więź powstała podczas programu przełoży się na pracę uczestników w gastronomii – świetnie. 

Czy środowiska restauratorów, szefów kuchni chętnie włączają się do projektu? Wiem, że wspierają Was już między innymi: Agata Wojda, Adam Chrząstowski, Bogdan Gałązka, Robert Makłowicz. A inni, jak reagują na zaproszenie?

Fundacja funkcjonuje dopiero dwa miesiące (red.: od II 2018), a mimo to cieszy się dużym zainteresowaniem branży. Naszym zadaniem jest dotrzeć do kucharzy, restauratorów, przedsiębiorców w całej Polsce. Pierwszy program rusza w Słupsku, ale rekrutujemy do projektu w każdym mieście. Potrzebujemy wielu wolontariuszy i wpierających, by zmiana była realna.

I pieniędzy. Przecież fundacja potrzebuje partnerów.

Oczywiście! Teraz jest bardzo ważny etap. Zaczynamy pierwszy duży projekt i potrzebujemy konkretnego finansowego wsparcia. Wierzę, ale też bardzo dużo pracuję, by je znaleźć. Dołączenie do nas to też konkretne korzyści. Po pierwsze praca z nami to realna zmiana w życiu młodych ludzi. To też okazja, by pokazać swoim klientom własnym przykładem, jak wiele można zrobić dla świata, w każdym miejscu. O tym projekcie będzie dużo słychać i to ze względu na ludzi, którzy dzielą się tym, na czym się znają najlepiej. 

Z Zuzanną pracujecie Panie razem już przy drugim projekcie. Jak się odnalazłyście i jak wygląda współpraca?

Poznałyśmy się w Little Chefie cztery lata temu i połączyła nas wrażliwość na potrzeby dzieci. Zuza ma umysł analityczny, bardzo dużo czyta, śledzi wyniki badań, poznała temat domów dziecka i gotowania zupełnie od podszewki. Dla nas obu ta sprawa nabrała ogromnego znaczenia i chcemy włączać jak najwięcej osób do tego „pospolitego ruszenia na pomoc dzieciom” poprzez naukę gotowania. Naszym celem jest zbudowanie silnej fundacji, która pozwoli prowadzić programy w całej Polsce w ciągu kilku lat. Za nami stoi też zespół Little Chefa – to ludzie, którzy jak nikt wiedzą jak spowodować, by dzieci jadły zdrowo i czuły się sprawcze mając taką umiejętność. 

Mamy w planach pojawianie się na konkursach, targach – wszędzie, gdzie są przedstawiciele sektora HoReCa i FMCG. 

Mówi Pani o tym projekcie z dużym zaangażowaniem i dobrą energią. Skąd u Pani tak ukierunkowane zainteresowania?

Kiedy urodziłam dzieci, one miękko włączyły się w nasze kulinarne życie. W naturalny sposób weszły ze mną do kuchni i razem zbudowaliśmy tradycję codziennych, wspólnych kolacji. Obserwowałam, jak ważna jest wartość wspólnego jedzenia i gotowania. Przy stole przekazujemy nawyki, opowiadamy o sobie, dzielimy się przemyśleniami. Pomyślałam, że nie zawsze jest czas na wyjście do muzeum, ale zawsze musi być czas na zjedzenie posiłku. I tak powstał pomysł na Little Chefa, gdzie gotowania uczymy dzieci z różnych środowisk. Już prawie 70 tysięcy dzieci z przedszkoli, szkół, świetlic uczestniczyło w naszych zajęciach. Działamy komercyjnie i misyjnie. Tak trafiłam na potrzeby dzieci z domów dziecka. Jak się robi coś, w co się wierzy, jest dużo łatwiej, nawet jak przy okazji są porażki.

Jak mają Panią znaleźć osoby prywatne i firmy, które chcą pomóc dzieciom ze swojego regionu?

Telefonicznie lub mailowo. Ja lubię rozmawiać i z radością opowiadam o projekcie. Kontakt do nas znajduje się na stronie http://www.samodzielnoscodkuchni.pl/, można też dzwonić, pisać i pukać do drzwi Little Chefa.

123gastro.pl – patron merytoryczny wywiadu