Marek Posłuszny i Tomek Małek

Opublikowano: 10-07-2018

Wielokrotni Mistrzowie Świata w barmaństwie flair, którzy od 14 lat zdumiewają świat nieprawdopodobnie wysokim poziomem, łączącym ciężką pracę z pasję oraz rzemiosło ze sztuką. Na swoim koncie mają udział w ponad 200 solowych konkursach w 41 państwach świata, z czego wspólnie wygrali ponad 120 z nich. Szacują, że przygotowali dotąd 39 tysięcy drinków, dali ponad tysiąc pokazów i odwiedzili 65 krajów. Ich agencja barmańska Flair Factory prowadzi między innymi warsztaty barmańskie, na które przyjeżdżają barmani z całej Europy. Pod ich okiem trenowali m.in. mistrzowie z Francji, Estonii, Hiszpanii, Białorusi, Danii czy Austrii. 

W zawodach startujecie od 2004 roku, czyli to już 14 lat aktywności. Na swojej stronie internetowej podajecie statystyki, z których wynika, że zrobiliście w tym czasie blisko 39 tysięcy drinków, daliście ponad tysiąc pokazów, odwiedziliście 65 krajów i wygraliście 122 konkursy. Macie apetyt na więcej, czy to już pomału czas na odpoczynek?

Odpoczynek? A co to takiego? (śmiech). Działamy prężnie i nie przestajemy. To co teraz jest dla nas całym życiem na początku było pracą za barem i hobby w wolnych chwilach. Jednak po pierwszych startach na zawodach byliśmy przekonani, że barmaństwo, a w tym flair to jest droga, którą chcemy podążać. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Całe nasze życie obracało się i nadal funkcjonuje wokół koktajli i butelek. Po pierwszych kilku latach mogliśmy stwierdzić, że to była dobra decyzja i należy ją kontynuować. Nieprzerwanie działamy na najwyższych obrotach od 14 lat i dopóki mamy zapał i chęci, to będziemy kontynuować łączenie naszej pasji z pracą.

W swojej zdumiewającej karierze zdobyliście 11 tytułów Mistrza Świata i aż sześć razy największą, międzynarodową Ligę Flair WFA Grand Slam. Gdzie tkwi tajemnica takiego sukcesu? Musicie wciąż się uczyć, ćwiczyć po kilka godzin dziennie, poprawiać wyniki?

W tym przypadku tajemnica nie jest sekretem. Nasze sukcesy wzięły się z bardzo ciężkiej pracy i kreatywności. To jest tak jak z często wspominaną górą lodową. Obserwatorzy widzą tylko jej wierzchołek – nasze koktajle, pokazy i sukcesy, a pod spodem kryje się multum obowiązków, wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Przed najważniejszymi zawodami trenujemy praktycznie non stop po około 7-8 godzin dziennie przez kilka tygodni. Z tym, że formę trzeba trzymać cały rok i nie można sobie zrobić zbyt długiej przerwy, bo powinniśmy non stop zaskakiwać nowym pomysłami. Podsumowując – rozwój, nauka i systematyczny trening to podstawa.

Czy udział w I edycji show telewizyjnego „Mam talent” w 2008 roku był w jakiś sposób trampoliną do sukcesu? Czy oprócz sympatii widzów i większej rozpoznawalności coś zmieniło się w Waszej pracy, czy w życiu?

Udział w programie „Mam talent” był świetnym doświadczeniem i niezwykle miło go wspominamy. Przygotowań było mnóstwo, stresu jeszcze więcej, ale końcowy wynik i satysfakcja z występu były dużą nagrodą. Pamiętamy, jak stojąc za sceną przed naszym występem ktoś z realizacji programu podekscytowany powiedział do kamerzysty: „Mamy rekord oglądalności  – ponad 5 milionów ludzi!”, a wtedy stres zrobił się jeszcze większy. Po programie liczba pokazów delikatnie wzrosła, ale różnica była przede wszystkim taka, że zaczęliśmy występować na coraz bardziej prestiżowych eventach, a co najważniejsze: nasz cel został zrealizowany – wypromować flair w Polsce. Był to pierwszy tak duży pokaz barmański w Polsce. Mieliśmy wrażenie, że występujemy w imieniu wszystkich barmanów i jeżeli dobrze się zaprezentujemy to opłaci się to całej naszej barmańskiej społeczności. Wynik był zadowalający. Dzwonili do nas barmani z różnych części kraju z podziękowaniami za występ, bo dzięki niemu zainteresowanie barmaństwem oraz liczba ich pokazów wzrosła.

Bywacie na dziesiątkach konkursów na całym świecie. Jakie macie spostrzeżenia na płaszczyźnie poziomu organizacji, klasy zawodników, podejścia do tematu? Jest to z pewnością sport, bo są przecież organizowane mistrzostwa, ale w praktyce to bardziej rzemiosło, czy raczej już sztuka?

Na swoim koncie mamy udział w ponad 200 solowych konkursach w 41 państwach świata, z czego wspólnie wygraliśmy ponad 120 z nich. Konkursy są bardzo różne, zdarzają się takie małe, na które przyjeżdża 20 barmanów, a są i takie, gdzie liczba uczestników przekracza 100, a same eliminacje trwają dwa dni.  Na świecie sztuką flair aktywnie zajmują się dziesiątki tysięcy barmanów. Na konkursach jednak startują już tysiące, a stale utrzymują formę i podróżują po świecie już tylko setki. Co prawda, każdy może wziąć udział w zawodach, ale jest około 60 – 80 zawodników, którzy  non stop, podobnie do nas, lata po świecie i bierze udział w zawodach. Jeżeli chodzi o najważniejsze konkursy to tak zwane „top 5” od wielu lat rozgrywa się wokół 15-25 osób. Są to barmani, którzy bardzo intensywnie trenują od ponad 7 lat i to oni wyznaczają nowe trendy i zgarniają najważniejsze wygrane. Nie da się po prostu wygrać konkursu jeśli nie trenuje się i nie przygotowuje od lat. W tej sztuce nie zdarzają się przypadki, w których ktoś po 2, 3 latach wygrywa międzynarodowy konkurs. Scena bardzo szybko weryfikuje umiejętności. Barmaństwo flair na pewno jest ciężkim rzemiosłem, ale trochę i sztuką. Wykreowanie nowych trików, pokazanie swojego stylu, złożenie poszczególnych rutyn, przygotowanie muzyki, koktajli, zbudowanie całego występu tak, aby był on pełen emocji i ciekawy dla publiczności na pewno może być odbierane za pewnego rodzaju sztukę. Dodatkowo, ze wszystkimi tymi zagadnieniami barmani radzą sobie sami. Nie mamy choreografów, specjalistów od muzyki, czy planowania treningów tak więc jest to całkiem dużo pracy (śmiech). 

A co jest najtrudniejsze w czasie mistrzostw? Ewolucje, żonglowanie, zgranie układu z muzyką, czy koktajl? Macie jakieś anegdoty, które odsłaniają kulisy takich wydarzeń?

Na mistrzostwach najważniejsza jest perfekcja w każdym calu. Nie można odpuścić na żadnym polu. Koktajl jest równie ważny, co umiejętności techniczne, a jeżeli nie potrafimy dobrze „sprzedać” swoich umiejętności na scenie to publiczności też nie zachwycimy.  W 2012 roku na Mistrzostwach Świata IBA w Pekinie Marek wykonał jeden z najlepszych pokazów w swoich życiu. Publiczność była z nim, gratulowali mu po występie i większość zakładała, że złoto trafi do Polski, a jednak skończyło się na miejscu drugim. Po ogłoszeniu wyników okazało się, że według sędziów koktajl Urugwajczyka był na tyle lepszy, że pomógł mu stanąć na najwyższym podium. Jednak bywa tak, że „karma wraca” i 4 lata później na tych samych mistrzostwach, które odbywały się tym razem w Tokio, Marek technicznie został oceniony na trzecim miejscu, ale przygotował tak dobry koktajl, że ponownie sięgnął po złoto.

Czasami potrzebna jest też odrobina szczęścia. Oczywiście, jak wiemy sprzyja ono lepszym i lepiej przygotowanym, ale jest tak wiele aspektów, które wpływają na pokaz: oświetlenie, rozlania, stres, a nawet wielkość sceny, czy np. sprężynująca podłoga, że nie sposób jest wszystkiego przewidzieć i czasami odrobina szczęścia jest niezbędna do wygrania. Tomek kiedyś przegrał finał Roadhouse (najbardziej prestiżowego konkursu flair na świecie) dwoma punktami, czyli właściwie jednym małym rozlaniem, które przy 8 -minutowym pokazie, setkach wykonanych tricków i łącznej nocie 420 punktów wydaje się niczym. Można powiedzieć, że zabrakło trochę szczęścia, ale następnym razem to on wygrał trzema punktami. Taki jest sport.

Konkursowy flair to spektakularne show, kiedy barmani pokazują sztuczki oparte na czterech do sześciu elementach. Na czym one polegają?

Ewolucje kilku elementowe to jest na pewno to, co publiczność podoba się najbardziej. W obecnych czasach barmani używają nawet ośmiu elementów do jednego triku. To jest potwornie trudna sprawa. Wytrenowanie takiego triku wymaga czasami kilku do kilkunastu miesięcy. W tych sztuczkach ważne jest, aby wyglądały one oryginalnie, były różnorodne, a wybrane elementy były wszystkie w użyciu.

Wasza agencja barmańska Flair Factory prowadzi między innymi warsztaty barmańskie. Czy według Was każdy może zostać dobrym barmanem? I jak daleko od przygotowania nietuzinkowego drinka do pokazu w stylu flair?

Prowadzimy warsztaty i szkolenia dla osób zarówno początkujących, którzy nie mają z barmaństwem nic wspólnego, jak również dla tych, którzy są mocno zaawansowani. Na nasze  szkolenia flair przyjeżdżają barmani z całej Europy. Pod naszym okiem trenowali m.in. mistrzowie z Francji, Estonii, Hiszpanii, Białorusi, Danii, czy Austrii, z którymi później startowaliśmy na Mistrzostwach Świata. Od pierwszego tricku do pokazu w stylu flair musi upłynąć przynajmniej ze dwa lata intensywnych treningów, jeżeli chcemy to zrobić w ciekawy i interesujący  dla publiczności sposób.

Tomasz, jesteś sześciokrotnym mistrzem świata w stylu flair, a Marek zdobył ten tytuł pięć razy. Jesteście zatem najbardziej utytułowanymi barmanami na świecie, a z pewnością w Polsce. Jakie macie wskazówki dla młodszych adeptów? Na czym muszą się skupić, by móc marzyć o takich osiągnięciach, jak Wasze?

Początki w barmaństwie flairowym, tak jak w każdej innej dziedzinie, są najtrudniejsze. Pierwsze lata to ciężka praca i sprawdzian na wytrzymałość, bo nie każdy jest w stanie zamknąć się samotnie na sali treningowej i usiłować podrzucać butelki w powietrze. Usiłować, bo one i tak spadają na ziemię, a my po tysiąckroć podnosimy je i próbujemy ponownie. Jednak jeżeli uda się w tym znaleźć pasję i fascynację tymi małymi zmaganiami to sprawa staje się dużo łatwiejsza. Najlepsze w tym zawodzie jest to, że jest on wdzięczny i odpłaca się nam za włożony wysiłek. Każdy barman, którego znam, który poświęcił się tej pracy odniósł mniejszy bądź większy sukces. Najważniejsze jest to, że w każdym z nich widać progres, a poświęcony czas i trud odpłacają się w piękny sposób. Także chcąc osiągnąć wybrany cel trzeba być na nim skoncentrowanym, ale przede wszystkim na bieżąco cieszyć się z tego co robimy, a wtedy dostaniemy się tam gdzie marzymy szybciej niż może się to wydawać.

Co jest dla Was najbardziej sprawdzonym składnikiem udanego koktajlu? Podobno ogórek nigdy nie zawodzi…

To jest pytanie, na które raczej nie ma dobrej odpowiedzi. Nie ma niezawodnych produktów, ani koktajli. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie pasował użyty w drinku składnik. Wspomniany ogórek jest stosunkowo bezpiecznym produktem w naszym kraju, ale w innych krajach może nie być tak dobrze tolerowany.  Przez pewien czas próbowaliśmy serwować ten sam koktajl dużym grupom ludzi i wyciągaliśmy opinie. Jednym z najbardziej „bezpiecznych” składników w naszym kraju okazał się imbir. W innych państwach może nie sprawdzić się on, ale w naszych polskich podniebieniach imbir ma duże upodobanie.  

A jakie drinki preferujecie w czasie wolnym? Stawiacie na proste, czy wielowymiarowe kompozycje?

Koktajle pijamy takie, jaki dopisuję nam humor. To co zamawiamy jest mocno powiązane z naszym samopoczuciem, lokalizacją, nastrojem i najbliższymi planami. Na przykład, będąc na niebiańskiej plaży w azjatyckich tropikach prędzej sięgniemy po Pinacoladę niż po ciepłego Grog’a z rumem, który byłby idealny na zimowy wieczór po jeździe na nartach. Na co dzień jednak preferujemy dobre, sprawdzone klasyki.

123gastro.pl – patron merytoryczny wywiadu