Sebastian Schrom
Opublikowano: 02-03-2017
Przedstawiamy wywiad z Sebastianem Schrom „Szromu”, szefem kuchni z oświęcimskiej restauracji LaRossa
NG : Co trzeba mieć w sobie żeby zostać prawdziwym kucharzem?
No cóż, nie chcę żeby zabrzmiało to zbyt pompatycznie, ale … to pasja. Jej przejawy mogą być naprawdę różne, jednak ważne żeby sprowadzały się do jednego, do pracy która sprawia przyjemność, gwarantuje satysfakcję, a po kilkunastu godzinach serwisu wywołuje uśmiech na twarzy. Nie ma też co ukrywać, że wytrwałość, zaangażowanie i lekko skrzywiona psychika też się przydaje ( śmiech ) ☺.
NG : Wszystkie wydarzenia w naszym życiu wpływają na to kim stajemy się w przyszłości. Jest takie wydarzenie, które uznaje Pan za to najbardziej wpływowe na Pańskie losy?
Chyba nie ma takiego jednego wydarzenia, to raczej splot wielu sytuacji sprawił, że dziecinne potajemne dosypywanie przypraw do obiadów, które gotowała mama ( jak bym dostał za każdą taką sytuację 10 zł to był bym teraz milionerem ☺) przerodziło się w chęć kształcenia się w tym zawodzie. Etap technikum to już była stu procentowa pewność, że to droga, którą będę podążał do końca życia.
NG: Zdobywał Pan swoje doświadczenie także za granicą w Irlandii oraz na Słowacji. Pod skrzydłami jakich kucharzy szlifował Pan tam swoje umiejętności?
Było ich kilku i od każdego uczyłem się tyle ile tylko mogłem, ale największy wpływ na to jak dziś gotuję miał Chef Tyler West z małej rodzinnej restauracji w Waterfort, najstarszym mieście na południowym wschodzie Irlandii.
NG: Który z konkursów w których brał Pan udział wspomina Pan najlepiej i dlaczego?
Ciężko wybrać jeden … każdy był na swój sposób wyjątkowy i pozwalał zweryfikować nad czym jeszcze muszę popracować, aby być coraz lepszym w tym co robię.
NG: Kuchnie polska, meksykańska oraz Dalekiego Wschodu to te najbliższe Pańskiemu sercu. Skąd takie ciekawe połączenie?
Kuchnia polska zawsze była mi bliska, ale dopiero po spotkaniu na swojej drodze zawodowej Chefa Wojciecha Modesta Amaro zrozumiałem o co w niej tak naprawdę chodzi i jak bardzo bogata jest w nasze rodzime surowce. Kuchnia meksykańska jest jedną z moich ulubionych ze wzglądu na pikantny charakter, który uwielbiam. Z czasem zrozumiałem, że to tylko jeden z jej aspektów, a cała jej idea opiera się na bogatej tradycji i duchowości. Daleki Wschód i jego dobrodziejstwa to najnowszy temat kulinarny, który zgłębiam i chyba zarazem najtrudniejszy z jakim przyszło mi się zmierzyć. Każda z tych kuchni jest zupełnie inna i niezwykle obszerna co sprawia, że mogę sobie stawiać za każdym razem poprzeczkę coraz wyżej.
NG: „La Rossa – Lounge Bar & Restaurant” to jedna z najlepszych restauracji w Oświęcimiu. Jakim jest miejscem? Jakie dania jako szef kuchni poleciłby Pan gościom lokalu?
Bardzo mi miło słyszeć takie słowa … jakim jest miejscem ? To przede wszystkim miejsce dla każdego. Stawiamy na nietypowe połączenia smaków, ale i tradycjonaliści znajdą tu dla siebie wiele pozycji. To lokal bez zbędnego zadęcia, gdzie każdy czuje się jak w domu. Mówiąc nieskromnie każda pozycja ma w sobie to coś ( śmiech ) ☺, ale steki z dojrzewającej polskiej wołowiny, desery, ręcznie robione makarony czy też klasyczna śląska rolada wołowa w nowej odsłonie … to one wiodą prym w karcie.
NG: Drugą Pana pasją jest barmaństwo. Co najbardziej Pan sobie w niej ceni?
Tak, zgadza się !!! … przede wszystkim jest to bezpośredni kontakt z konsumentem, który nie zawsze jest możliwy w przypadku pracy na kuchni. Bycie barmanem wymaga nie mniejszego poświęcenia się swojej pracy niż bycie kucharzem. Był nawet kiedyś taki mały zakręt w mojej „karierze zawodowej” kiedy to myślałem o pozostaniu za barem, ale los chciał inaczej i wróciłem na kuchnię.
NG: Jak wspomina Pan swój udział w programie Hell’s Kitchen? Czy został żal, że musiał Pan z powodu kontuzji opuścić program?
Udział w programie to niewątpliwie największa przygoda mojego życia, która jak często mówię zmieniła mnie nie tylko jako kucharza, ale i jako człowieka. Nie wiem czy to żal, ponieważ uważam że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Poznałem ludzi, którzy stali się moją rodzin. Wreszcie mogę dzielić się swoją wiedzą jako wykładowca w kilku projektach edukacyjnych. A teraz gdy długa i mozolna rehabilitacja już za mną, pozostaje mi tylko czekać jak powstanie kolejna edycja, wtedy wrócę i dokończę co zacząłem.
NG: Swoją wiedzą i doświadczeniem dzieli się Pan na różnego rodzaju warsztatach kulinarnych. Jakie ma Pan zdanie na temat nowicjuszy gotowania?
W tym temacie bywa bardzo różnie. Wielu młodym brakuje pokory i zdrowego spojrzenia na poziom jaki sobą reprezentują co owocuje faktem, że każdy z nich chce być szefem kuchni ,a bywa że i obierak to dla nich za dużo ( śmiech ) ☺ . Zdarzają się na szczęście ludzie, którzy są nieoszlifowanymi diamentami i dla takich osób warto siedzieć po nocach, przygotowywać materiały szkoleniowe, prezentacje … mam kilka takich osób u siebie na kuchni i dziś wiem, że było warto.
NG: Ma Pan jakieś marzenie, związane z kulinariami do którego Pan obecnie dąży?
Nie jestem raczej typem marzyciela i staram się działać na zasadzie wyznaczania sobie celów i małymi krokami osiągania ich … no dobra, małe bistro z autorską kartą ( śmiech ) ☺.
NG: Ozdabianie swojego ciała tatuażami to forma wyrażania „własnego ja”. Czy ma Pan na swoim ciele tatuaż związany z kulinariami, który odzwierciedla w jakiś sposób Pańskie zamiłowanie do kuchni?
Tak, jest to skrzyżowany nóż szefa kuchni z shakerem w otoczeniu płomieni. Warto zaznaczyć, że jest to jeden z pierwszych tatuaży jaki zrobiłem i jeden z moich ulubionych. Wszystko co moim życiu było lub jest istotne ma swoje miejsce na moim ciele w postaci tatuażu.
NG: Ma Pan swoje motto, może myśl przewodnią która prowadzi Pana przez życie?
„Przed przeznaczeniem nie da się uciec a szczęśliwy ten, który nie musi tego robić” … to chyba esencja tego w jaki sposób staram się żyć.
Dziękujemy!
Zespół Newsgastro