Greckie wesele w Olsztynie z Teo Vafidisem
Opublikowano: 17-07-2011

Z obfitym stołem, muzyką i niespodziankami rozpoczęło się wieczorem 9 lipca 2011roku greckie wesele. Głównym wodzirejem imprezy był Theofilos Vafidis, znany wszystkim z programu telewizyjnego „Europa da się lubić”. Impreza trwała do bladego świtu.
Zwykle tradycyjne greckie wesele trwa kilka dni. Bywają regiony, że nawet można świętować związek małżeński tydzień. Goście weselni w karczmie nad Łyną czekali już po 19. Wchodzących obdarowywano upominkiem – woreczkiem migdałów i kieliszkiem greckiej wódki – Ouzo. Młoda para zajechała elegancką bryczką. Grecy tylko w dużych miastach wybierają samochody. Większość hołduje tradycji i wybiera bryczki. Na młodych czekała już rodzina. Eleganccy rodzice i kuzyni odziani w klasyczną czerń. Dominuje ona zawsze i wszędzie w życiu Greka, niezależnie od przemian cywilizacyjnych jest noszona na co dzień i od święta. Wraz z młodymi wkroczył zespół muzyczny i rozpoczęła się świętowanie. Na początek młodych obdarowywano. Obyczaj grecki nakazuje zamiast typowych kopert stosowanych w wielu krajach pokazanie ile to pieniędzy dostają młodożeńcy. Banknoty (wcześniej drachmy, teraz euro) przyszpila się im do ubrania. Tak udekorowanych widzi „cały świat” i może ocenić jacy to są bogaci na nową drogę życia.
Potem chwila z muzyką graną przez znany od lat zespół „Orfeusz”. W trakcie goście i młodożeńcy słuchają i konsumują przepyszne potrawy tradycyjne. Są więc szaszłyki z baraniny, paszteciki ze szpinakiem, zawijarce rozmaitego kalibru, sałatki greckie z fetą i ogromne, pyszne oliwki. Sporo owoców i słodkości. Zwłaszcza pyszne są zawijane orzechowe ciasteczka z ciasta Fillo – baklawas. Potem tańce. Do kręgu ruszyła poza młodymi cała rodzina, pop o dzieciarnia. Publika z początku nieśmiało, ale w miarę wypitego alkoholu coraz śmielej ruszą w pląsy. Muzycy zagrzewali wszystkich do tańca. W międzyczasie nie zabrakło tradycyjnych zdjęć z młodożeńcami i życzeń. W tłumie można było wyłowić wielu znanych olsztynian, którzy przybyli bawić się. Większość wspominała w ten sposób swoje pobyty i imprezy w Grecji. Bawiono się równie dobrze poza restauracją, za płotem. Co prawda nie było tam bufetu, ale muzyka zagrzewała wspaniale do pląsów.
Jedną z atrakcji imprezy było gotowanie tradycyjnych potraw – kurczaka i krewetek po grecku, pod kierunkiem Theo.
– Co prawda Grecja jest kolebką demokracji, ale w kuchni nie ma demokracji. W kuchni rządzę ja – zadeklarował Theo. Po czym stwierdził, że w jego domu rządzi żona, ale poza domem on, czego przykładem było wesele. Tym sposobem są ze sobą ponad 20 lat, bo doskonale się zgadzają co do podziału władzy. Theo niepodzielnie komenderował uczestnikami konkursu gotowania. Ujawniał swe sekrety krojenia pietruszki i marchewki, podrzucania warzyw na patelni. Potem degustował stworzone dzieła i wybrał zwycięską ekipę, która dostała sprzęt gospodarstwa domowego firmy Kenwood, a wszyscy uczestnicy fartuszki i rękawice kuchenne.
Atmosfera była coraz gorętsza. Zaczynało się prawdziwe buzuki, jak mówią Grecy, czyli balanga na całego, niemal do utraty tchu. Tradycyjna, stara muzyka mieszała się z popowymi hitami greckimi. Jednak, aby nowe małżeństwo było szczęśliwe obyczaj grecki przewiduje, że trzeba tłuc talerze. Goście z rozmachem rzucali stosami talerzy o parkiet i w brzęku i skorupach pląsali dalej. Zabawa trwała do świtu. Zmęczeni, ale rozbawieni i radośni goście opuszczali greckie wesele. Za rok planowana jest kolejna, trzecia impreza tego cyklu.
– Namawiamy pana Jarka, właściciela restauracji, aby zorganizować dla odmiany kreteńskie wesele, z petardami, wystrzałami i korowodami męskich tancerzy – mówi Małgorzata Vafidis, żona Theo.
Czy takie wesele wyjdzie i będzie równie udaną imprezą? Okaże się za rok.
Drugie Greckie Wesele w ocenie bawiących się gości było niezapomnianą fetą.
ATK