Konsekwencja = sukces

Opublikowano: 14-05-2012

Dziadek zawsze powtarzał mu by szanował ludzi, bo bez nich nic nie będzie znaczył i nic nie osiągnie. Do dziś stosuje się do jego słów, bo wie, że to święta prawda. Ambitny, najmłodszy wśród członków Fundacji Klubu Szefów Kuchni, lubi bawić się w psychologa… O kim mowa? Zapraszamy do rozmowy z Konradem Birkiem.

ja_z_ojcem_i_Mateuszem

 

Cała Twoja rodzina mocno związana jest z gastronomią, czy miałeś możliwość dokonania innego wyboru niż zawód kucharza?

Konrad Birek: Gdy ja kończyłem szkołę, było wtedy jeszcze osiem klas szkoły podstawowej i kiedy patrzę z perspektywy czasu myślę, że bardzo ciężko jest  w tym wieku  podejmować tak trudne decyzje, które decydują o przyszłości. Pamiętam, że były wtedy na topie szkoły handlowe i informatyczne. Zatem mogłem wybrać jeden z tych dwóch kierunków.

Ale wybrałeś kuchnię…

W zasadzie nie wybierałem, tata zaprowadził mnie za rękę. Chyba widział, że snuję się i sam nie wiem co chciałbym robić. Oczywiście gdybym wtedy się uparł to ojciec by mnie nie zmusił. Po prostu tą decyzją wtedy mi pomógł. Pamiętam to jak dziś, powiedział: „weź wszystkie dokumenty i jedziemy”. Zapytałem gdzie, a on na to: „zobaczysz”. I tak znaleźliśmy się w Zespole Szkół Gastronomicznych przy ul. Poznańskiej. Nie protestowałem. A dzisiaj jestem mu za to wdzięczny. Zresztą tata też skończył tę szkołę, co dodawało tej sytuacji dodatkowego „smaczku”.

Kiedy ten zawód nabrał dla Ciebie smaku?

Jak już się dostałem do technikum, tata zaczął zabierać mnie do miejsca gdzie pracował. Była to restauracja „Konstancja” w podwarszawskim Konstancinie, na tamte czasy bardzo renomowana. Bywałem tam, głównie w sezonie letnim gdzie podglądałem jak wygląda prawdziwa gastronomia od kuchni, mogłem poczuć tę wyjątkową, „rodzinną” atmosferę. A panował tam prawdziwy gastronomiczny klimat.

ja_z_ojcem

Od początku byłeś pod skrzydłami taty, czy on nadał kierunek twojemu rozwojowi kulinarnemu?

Na pewno tak, dodatkowo dzięki temu miałem łatwiej w szkole. Uczyliśmy się z przestarzałych książek a ja wszystkie urządzenia kuchenne widziałem na własne oczy podczas gdy większość uczniów znała je tylko w teorii. No a później przyszedł czas na praktyki. Moje pierwsze odbywałem w Hotelu Marriott a następnie w Sobieskim.

No właśnie czy od Sobieskiego wszystko się zaczęło?

W zasadzie kolejne praktyki powinienem odbywać w Marriocie ale na prośby koleżanki z klasy, która odbywała praktyki w hotelu Jan III Sobieski, zamieniłem się z nią. W Marriocie na koniec praktyk wręczano dyplomy i jej na tym bardzo zależało. Mnie zależało na nauce i nowych doświadczeniach więc się zgodziłem.

Czy nie traktujesz tego dzisiaj jak przeznaczenie?

Myślę, że coś w tym jest. Do dzisiaj pracuję z osobami, które wtedy poznałem w Sobieskim, łącznie z własną żoną. Pamiętam jak byłem podekscytowany myślą, że idę do Sobieskiego. Wiedziałem, że szefem jest Robert Sowa, który wtedy gotował dla reprezentacji Polski, więc naprawdę byłem przejęty tym faktem, że będę pod jego skrzydłami. Oczywiście szybko zostałem sprowadzony na ziemię. W Sobieskim było jak w wojsku. Trzeba było mieć mocną psychikę by przetrwać. Po pierwszych dniach wracałem do domu załamany.

Ze względu na nazwisko byłeś inaczej traktowany?

Nikt jakoś na początku nie zwrócił na to uwagi. Tata zresztą zabronił mi afiszowania się, że mam ojca kucharza. I kiedyś zastępca Roberta – Włodek, który od dłuższego czasu obserwował mnie, zapytał czy mam kogoś w rodzinie, kto pracuje w gastronomii, i wtedy się przyznałem. Szybko o tym dowiedział się Robert i myślę, że zaczął mnie mieć na oku. Wszystkim wydaje się, że jak ma się ojca kucharza to jest łatwiej a jest wręcz odwrotnie. Wszyscy obserwują Cię i oczekują, że wiesz więcej. Ma się wtedy podwójną presję psychiczną. Musisz się po prostu bardziej pilnować.

Czy Robert dobrze Ciebie wychował, mam na myśli gastronomiczne ułożenie?

Robert? Na pewno, łatwiej jest kogoś młodego wychować, kim kieruje się od początku, niż jak ktoś przychodzi już z pewnymi nawykami. Ja uczyłem się od Roberta a dzisiaj tak samo ode mnie uczą się  chłopaki. Z Robertem Wojnarowskim i Norbertem Rutkowskim czy choćby moim młodszym bratem  robię to w ten sam sposób jak uczył mnie Robert Sowa. Począwszy od zachowań w kuchni, przez zarządzanie, uczenie odpowiedzialności czy przekazywanie swojej wiedzy i zdobytego doświadczenia. Robert nigdy nie krył się ze swoja pracą, wszystko rzetelnie przekazywał i ja to przenoszę dalej. Wracając więc do Twojego pytania, tak w dużej mierze ukształtował mnie Robert.

Po maturze podjąłeś pracę w hotelu Sobieski i nagle po dwóch latach wyjechałeś za granicę, skąd taka decyzja?

W zasadzie to czysty przypadek, akurat miałem zmianę w hotelu i zadzwonił kolega, który pracował na Jersey. Zaproponował bym przyjechał do pracy. Był to zupełnie luźny telefon ale pomyślałem, dlaczego by nie spróbować. Szybko musiałem podjąć decyzję, która wiązała się również z przerwaniem studiów. Pierwsze co zrobiłem to zadzwoniłem do Roberta. I po raz kolejny okazało się, że Robert ma chyba szósty zmysł, bo jak odebrał telefon to od razu zapytał gdzie, kiedy i za ile. Do dziś pamiętam jego słowa. Powiedział bym jechał i spróbował. Pojechałem do domu i powiedziałem rodzicom. Mama w płacz, tata powiedział super i tak tydzień później już mnie nie było.

I pojechałeś…

Pojechałem i nie żałuję. To były bardzo dobre lata dla mnie. Po miesiącu zostałem pracownikiem miesiąca, wyobrażasz sobie? To była ciężka praca połączona jednak z szaleństwami młodości. Był to okres nauki nie tylko zawodu, lecz również nauka tolerancji, szacunku do ludzi o różnym kolorze skóry i różnych wyznaniach. Nauczyłem się języka w praktyce, bo to czego przez osiem lat nauczyłem się w szkole okazało się mało przydatne. Poza tym był to czas ciężkiej pracy, ale i zabawy, bo Jersey to piękna wyspa a Brytyjczycy nie lubią się nudzić i smucić J. No ale po dwóch latach przyszedł czas by wrócić do Polski. I koniec końców po powrocie wylądowałem w Sobieskim.

konrad.b002

W jakim miejscu jesteś dzisiaj?

W takim, które pozwala być dumnym z tego co za nami a jednocześnie optymistycznie patrzeć w przyszłość. Niczego bym nie zmienił. Nie potrzebuję żadnych fajerwerków. Poza tym fajny okres przed nami, bo w końcu po prawie trzech latach uda się otworzyć restaurację Roberta. Mam nadzieję, że w związku z tym będzie się dużo działo. Dla mnie, jak i dla Roberta ludzie są największą wartością, nie tylko na płaszczyźnie pracy ale i prywatnie. W nich inwestujemy, staramy się by wszyscy byli zadowoleni pod względem finansowym jak i z warunków pracy. Staramy się również wprowadzać w naszą pracę jakieś dodatkowe „smaczki”, ciągle wymyślamy coś nowego tak, aby urozmaicać każdy dzień. Nawet teraz, kiedy jesteśmy tuż przed otwarciem Restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Chłopaki się angażują, poddają różne ciekawe pomysły np. propozycje urządzenia kuchni czy tworzenia menu itp.  
Poza tym współpracuję kulinarnie z ambasadą Norwegii, co drugi wtorek gotuję w porannym programie TVP1 „Kawa czy herbata”, a  w poniedziałki, środy i piątki można mnie zobaczyć w telewizji TTV więc jak widzisz nie ma czasu na monotonię.

konrad.b001

Słyszałam, że podpisałeś niedawno kontrakt wizerunkowy?

Tak, nawiązałem współpracę z firmą „Drosed”, która jest jednym z liderów na rynku produktów drobiowych. 

Na czym dokładnie polega Wasza współpraca?

Wspólnie pracujemy nad tym, aby w świadomości polaków utrwaliła się wyjątkowość „Kurczaka Zagrodowego” i cechy, tak ważne dla naszego zdrowia, jakie go wyróżniają na tle innych kurczaków dostępnych na rynku, ale niestety nie otaczanych taką „opieką” jak to ma miejsce w przypadku „Zagrodowego”. Powstała strona internetowa www.zagrodowy.pl na której można znaleźć wiele informacji, porad, ciekawostek oraz oczywiście przepisów na potrawy z wykorzystaniem „Kurczaka Zagrodowego”. Będziemy spotykać się z konsumentami oraz dziennikarzami i zachęcać do tego, aby „Kurczak Zagrodowy” oraz „Kurczak Zagrodowy Rosołowy” na stałe zagościł w naszych kuchniach.

Mówisz Kurczak Zagrodowy, co to oznacza dla zwykłego zjadacza kurczaka?

Kurczaki Zagrodowe hodowane są w nieskażonym ekologicznie regionie Podlasia i karmione naturalnymi paszami roślinnymi bez GMO (genetycznie modyfikowanych produktów). Kurczaki te żyją dłużej (ich wzrost nie jest sztucznie przyspieszany), dzięki temu ich mięso jest regularniej umięśnione a jednocześnie mniej otłuszczone. Wszystko to powoduje, że  Kurczak Zagrodowy jest bogatszy w wartości odżywcze, jak również i jego smak jest wyjątkowy. Tym wszystkim ujął mnie zagrodowy, a swoją wartość udowodnił oczywiście w mojej kuchni. Zresztą cała ta idea jest zgodna z moją etyką zawodową jak również moją filozofią jedzenia, dlatego cieszę się, że to ja właśnie mogę brać udział w tej kampanii.

Konrad, przed nami Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, jesteś fanem futbolu?

Oj, tak. Jestem wielkim fanem piłki nożnej, kibicuję Legii Warszawa. Mało tego, już powoli w to wszystko wprowadzam mojego dwuletniego syna Franka. Już zaczyna wykrzykiwać charakterystyczne piłkarskie okrzyki, a wtedy moja żona łapie się za głowę, ma teraz przecież dwóch fanatyków futbolu w domuJ Ja się cieszę a koledzy gratulują potomka ;-). Piłka nożna jest chyba jedyną odskocznią od codziennej pracy jaką mam. Raz na tydzień czy dwa tygodnie idę na stadion, by spotkać się z kolegami, którzy tę samą pasję podzielają,  pokibicować, poczuć tę atmosferę. A jeśli chodzi o Euro to oczywiście będę kibicował Polakom, choć nie ukrywam, że więcej spodziewam się po Niemcach, Hiszpanach czy Anglikach.  A jak będzie, już niebawem zobaczymy.

Gdyby Twój tata nie przyszedł do Ciebie i nie powiedział: „bierz dokumenty jedziemy na Poznańską”, czy dzisiaj byłbyś kucharzem?

Nie wiem, i nigdy się nad tym nie zastanawiałem ani też nie miałem cienia wątpliwości, czy powinienem to robić. Poza tym wszystko to co osiągnąłem pracując w tym zawodzie zawdzięczam ludziom, których dzięki tej pracy poznałem i z którymi pracowałem bądź dalej pracuje – to jest dla mnie największa wartość. Pierwszy był mój tata, później Robert i cała ekipa w Sobieskim. Spotkałem wyjątkowych ludzi, którzy również ten zawód traktują z pasją i dużym zaangażowaniem a to daje siłę do ciągłego rozwijania się. Oni są jak druga rodzina, czasem nawet pierwsza bo z nimi spędzam nieraz więcej czasu, bo taka jest ta praca.

Jesteś szczęśliwy?

Tak, bardzo. Skłamałbym  gdybym narzekał. Wracam do swojego domu, dzieciaki się cieszą, żona się uśmiecha, zawodowo się spełniam, czego więcej chcieć. Z perspektywy czasu powinienem chyba podziękować koleżance, która wymusiła na mnie zamianę praktyk z hotelu Marriott na Sobieski. W końcu od hotelu Jan III Sobieski wszystko się zaczęło…

 

PR smarten.pl

www.fundacja-ksk.pl