Pierwszy Kucharz Rzeczypospolitej
Opublikowano: 19-04-2010

– Jak to się stało, że trafił pan do prezydenckiej kuchni?
– Taka praca wymaga chyba ogromnego zaangażowania i dyspozycyjności?
– O tak. Ale chyba każdy kucharz ma nienormowany czas pracy. Ja jestem zobowiązany obsługiwać prezydenta od rana do wieczora, ale również przygotować dania na oficjalne uroczystości. To ogromna odpowiedzialność i stres. Na co dzień przecież trzeba zadbać nie tylko o dietę pary prezydenckiej, ale również zaspokajać gusta kulinarne gości. A są nimi nierzadko najważniejsi ludzie współczesnego świata, np. kanclerz Angela Merkel czy prezydent George Bush.
– Z kim ustala pan menu?
– Oczywiście z panią domu, prezydentową Marią Kaczyńską. Para prezydencka ma zresztą jasno określone upodobania kulinarne i nie ma w nich miejsca na jakieś szczególnie wyszukane dania z najdalszych stron świata. Na stole w Pałacu króluje przede wszystkim odchudzona polska kuchnia i owoce. Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę zdradzać szczegółów. Powiem tylko, że na co dzień państwo Kaczyńscy jedzą bardzo skromnie. Zwyczajny dzień w naszej pracy wygląda tak, że rano dostarczamy do apartamentu półprodukty, z których pani prezydentowa przygotowuje śniadanie. Natomiast obiady, kolacje oraz ważne imprezy obsługujemy my.
– Czy oprócz kontaktów z Pierwszą Damą, rozmawia pan też czasem z prezydentem?
– Tak. To zupełnie inny człowiek od tego, przedstawianego w mediach. Myślę po prostu, że stanowisko wymusza na nim pewne publiczne zachowania. Będąc prezydentem nie można przecież być tak otwartym i spontanicznym jak by się tego chciało. Pomijając już tę burzę medialną i ataki, naprawdę trzeba na każdym kroku uważać co się mówi i robi. Kiedyś myślałem, że prezydent to najlepsza posada w kraju, ale będąc tam w środku widzę, że to naprawdę ciężka praca. Polega na wiecznych konsultacjach, spotkaniach i wyjazdach. Wymaga przede wszystkim stalowych nerwów i dobrego zdrowia.
– Jeśli jesteśmy przy temacie zdrowia, to chciałabym na koniec nawiązać do problemów żołądkowych pana prezydenta. Czy to nie aby sprawka kucharzy?
– Gdyby tak było, pewnie już dawno nie pracowalibyśmy w tym miejscu (śmiech). Zresztą, wszystko co przygotowujemy jest dokładnie badane, bo z żywności pobiera się próbki. Przez cały czas bacznie przyglądają nam się także pracownicy BORu…
– Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się 3 maja 2009 na łamach Wieści Podwarszawskich nr 18 (937)