Jacek Nawrocki – Teraz Polska!

Opublikowano: 08-04-2010

jaacek.bmp 

Mój rozmówca marzy o własnej restauracji, nad której wejściem umieści słowa: "Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu wchodzicie."  Dziś w roli głównej Jacek Nawrocki.

Jak byłeś małym chłopcem, to kim chciałeś zostać?

Chciałem być kierowcą ciężarówki. W zasadzie do dziś to we mnie siedzi. Zawsze marzyłem o tym by jeździć dużym samochodem. Jak kiedyś będzie mnie stać to nie kupię sobie Lamborghini Diablo tylko Trucka. Prowadzenie takiej maszyny sprawia wielką frajdę.

Skąd zatem pomysł by wybrać drogę gastronomiczną?

To czysty przypadek. Jechałem złożyć papiery do szkoły samochodowej, gdyż miałem zostać kierowcą zawodowym jak mój tata. Po drodze jednak spotkałem siostrę, która chodziła do szkoły gastronomicznej na Majdańskiej. Zaczęła mnie namawiać na to bym zdawał to tej samej szkoły, bo jest świetna atmosfera i ciekawi ludzie. No i namówiła mnie. Później już się samo potoczyło. Zaczynałem pierwsze praktyki w barze mlecznym Złota Kurka. Niestety w tym wydaniu zupełnie tej gastronomii nie czułem. Dopiero w drugiej klasie złapałem bakcyla kiedy odbywałem praktyki u prywatnego pracodawcy w Barze przy Błękitnym Wieżowcu. Tam nauczyłem się lepić pierogi, robić golonkę i flaki. Natomiast w czwartej klasie zobaczyłem prawdziwą gastronomię. Tu ukłony dla ówczesnego i obecnego szefa kuchni Belvedere Henia Nieciejowskiego, to właśnie on pokazał mi oblicze profesjonalnej gastronomii. Tam dowiedziałem się, że carpaccio to nie jest kawałek zamrożonego mięsa pocięty na maszynie w plasterki , tylko jest to delikatnie rozklepana na talerzu polędwica. Wtedy też zrozumiałem dlaczego chcę to robić. Wielką satysfakcją jest gdy szef kuchni dostaje brawa od gości z sali za przygotowanie świetnego dania. Ja też chciałem to kiedyś poczuć… I tak się zaczęło moje życie w kuchni.

Życie w polskiej kuchni czy może też za granicą?

Pracowałem w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Portugalii. A teraz wyjeżdżam do Szanghaju na Expo 2010. Będę szefem kuchni w polskiej restauracji w naszym rodzimym pawilonie. To naprawdę duże wyzwanie, gdyż szacowane jest, że w ciągu pół roku przez pawilon przewinie się 70 milionów ludzi. A dziennie przez restaurację 1000 osób. To wymaga bardzo dobrej organizacji i jeszcze lepszych ludzi. Ale tego akurat się nie obawiam, bo zebrałem naprawdę profesjonalną ekipę. Dla mnie osobiście ten wyjazd będzie egzaminem z tego wszystkiego, czego się nauczyłem do tej pory. Myślę, że teraz jak nigdy przygotowany jestem do takiego wyjazdu. Mam takie poczucie, że dam radę, nie jest to kwestia przechwałek, ale odczuć wewnętrznych.

To poważne wyzwanie i duża odpowiedzialność, co czujesz teraz przed wyjazdem?

Rozpiera mnie duma, że właśnie do mnie zadzwonił Darek Zahorański z propozycją zebrania ekipy i wyjazdu na Expo do Szanghaju. Jest to człowiek, którego bardzo szanuję, nie raz w życiu podawał mi rękę i wskazywał drogę, którą powinienem iść. Jest dla mnie dużym autorytetem dlatego tym bardziej czuję się wyróżniony. Poza tym na chłodno myślę o tym wyjeździe, trzymam jeszcze dystans. 7 kwietnia lecimy, 25 kwietnia otwarcie techniczne a już 1 maja rusza Expo więc czasu jest nie za dużo na myślenie. Trzeba działać!

Jakimi daniami raczyć będziecie Chińczyków?

Menu jest typowo polskie. Oczywiście jest ograniczone w pewien sposób, tzn. jest mocno przystosowane do chińskich możliwości. Np. nie będzie śledzi, gdyż nie jesteśmy w stanie zdobyć ich w Chinach. Natomiast na pewno będą dwa rodzaje pierogów, jedne z kapustą kiszoną, którą zamierzamy na miejscu kisić. Poza tym będzie żurek, białe ryby, golonka, tatar itp.

Jak przygotowujesz się do wyjazdu?

Pierwsze przygotowania to było zbieranie wiadomości na temat kraju, kultury, warunków życia, ludzi. Odwiedziłem mnóstwo portali internetowych, na których szukałem tych wiadomości. Od strony technicznej to jestem już zaszczepiony. Organizuję translatory fonetyczne takie typowo polsko-chińskie i chińsko-polskie. I to by było na tyle.

Czy ten wyjazd jest Twoim marzeniem, które właśnie się spełnia?

Poniekąd tak. To bardzo egzotyczny kraj, w którym na pewno bardzo dużo się nauczę o innych i o sobie samym. Poznam inną kulturę i kuchnię. Na pewno wrócę bogatszy o wiele doświadczeń, które mam nadzieję wykorzystam przy realizacji mojego głównego marzenia. A jest nim moja własna, autorska restauracja.

Życzymy zatem powodzenia i będziemy śledzić Twoje poczynania w Szanghaju!

Dziękuję 🙂

No i polecieli do egzotycznego kraju. Żegnaliśmy ich na lotnisku 7 kwietnia.

do.szanghaju007.jpg   do.szanghaju008.jpg

do.szanghaju009.jpg    do.szanghaju005.jpg